Ocalić od zapomnienia

Karczma w Hoczwi


Gdy w Hoczwi na rozwidleniu dróg turyści prze-
jeżdżają obok rozwalającej się i niszczejącej ru-
dery, chyba żadnemu z nich nawet nie przyjdzie
do głowy, że oto mijają zabytek, który choć cza-
sy świetności ma już za sobą, może poszczycić
się długą i pasjonującą historią.


Karczma w Hoczwi jest jedną z kilku istniejących ongiś w Bieszczadach. Podobno stoi ona w tym miejscu od począt-ków istnienia wsi, jednak wówczas była to karczma drewniana. Gdy popadła w ruinę, na jej miejscu postawiono w 1850 r. nową - murowaną z kamienia rzecznego. Starą i nową karczmę nazywano "Kazimierzówką", gdyż według miejsco-wych opowieści gościł w niej sam król Kazimierz Wielki w drodze na Węgry.

Murowana karczma była większa od poprzedniej. Wewnątrz mieściła izbę karczemną od strony frontu, alkierz dla boga-tszych gości, spiżarnię i dwie izby Żyda arendarza. Pozostałą część zajmowały stajnia i wozownia z klepiskiem z ubi-tej gliny zamiast podłogi, w której mogło się zmieścić 4-5 wozów z zaprzęgiem. Brama wjazdowa umiejscowiona była od strony Leska, zaś wyjazdowa od strony Baligrodu.

Do izby karczemnej wejść można było przez furtkę we wrotach wjazdowych. Podróżni spali najczęściej w głównej izbie na ławach lub w stajni na sianie, tylko lepsi goście mogli liczyć na nocleg w alkierzu. W pobliżu wejścia do alkierza stał szynkwas, do którego przymocowano na łańcuszku kubek o pojemności pół kwaterki (0,125 litra) służący do nalewania gorzałki. Gorzałka ta nazywana była "siwuchą". Jej bardzo nieprzyjemny zapach starano się złagodzić różnymi przypra-wami. Aby pijani chłopi podczas bójek nie demolowali karczmy, w środku był tylko jeden wielki i ciężki stół na niemal całą izbę i ławy przymocowane do ścian.

Karczma była wielokrotnie przebudowywana. W 1954 r. utraciła sień wjazdową. Ostatnim karczmarzem był Żyd Israel Przemyśl. Dziś karczma jest w opłakanym stanie, z roku na rok popada w coraz większą ruinę, gdyż brakuje funduszy na jej konserwację.



Powrót